To czwarta i ostatnia część naszej relacji po Namibii.
Aby dowiedzieć się więcej o poradach praktycznych, zajrzyj tutaj
Aby przeczytać o Sossusvlei, Fish river canyon i innych cudach natury – kliknij tutaj
Park Etosha, Spitzkoppe i kolonię fok uchatek opisaliśmy w części trzeciej
Teraz przyszła kolej na wizytę w plemieniu Himba i niefajną wizytę na farmie gepardów. Przeczytaj koniecznie!
Dzień 12 i 13 – Namibia północna – plemiona Himba
Każdą naszą wyprawę staramy się zaplanować tak, aby zaczerpnąć z odwiedzanego kraju jak najwięcej. Zawsze chcemy dotknąć natury – świata fauny, flory, zobaczyć piękno tego świata w najczystszej formie, poczuć trochę adrenaliny i poprzebywać z miejscowymi ludźmi. Namibia do tej pory pokazała nam wszystko, poza jej rdzennymi mieszkańcami. Widzieliśmy już Fish River Canion, spotkaliśmy mnóstwo zwierząt, roślin i jeździliśmy na quadach po wydmach. Czas więc na spotkanie z prawdziwymi mieszkańcami pustyni – plemieniem Himba.
Plemię Himba żyje na północy Namibii, w okolicach miasta Opuwo, niedaleko granicy z Angolą. Jadąc w te rejony wyraźnie czuje się zmianę kulturową – okolice Opuwo są jakby nieskażone kolonialną ręką Europejczyków (mimo, że znajdziemy tu np. market Spar), czuć typowo afrykański klimat, choć trudno opisać czym on się cechuje, jest wyczuwalny na każdym kroku.
Przed wyjazdem do Namibii mieliśmy zamiar po raz pierwszy spotkać rdzenne plemiona w ich zupełnie naturalnym środowisku – nie chcieliśmy odwiedzać turystycznych atrakcji, chcieliśmy wejść do środka wioski i poprzebywać z ludźmi podczas ich codziennych obowiązków.
Jeszcze przed wyjazdem udało nam się skontaktować z osobą, która prowadziła kamping na północ od Opuwo i pochodziła z jednej z wiosek Himba. Po wymianie korespondencji odnośnie noclegów, przewodnik zgodził się na wprowadzenie nas do wioski jego rodziny. Wioski, do której praktycznie nikt obcy nie zagląda.
Wizyta w wiosce
Pierwsze minuty wizyty były dziwne. Nie byliśmy pewni, czy w ogóle będziemy mogli wejść – wódz wioski siedział do nas tyłem, rozmawiał o czymś z przewodnikiem, spoglądał na nas co jakiś czas i komentował. A my staliśmy czekając, aż coś się zacznie dziać. Potem zaczęły się pytania: jak się nazywamy, skąd jesteśmy, ile Tomek ma żon, czy to jedyne nasze dzieci (tylko dwoje??). W końcu wódz dowiedziawszy się wszystkiego zezwolił na wejście. Uff.
Przewodnik poopowiadał nam o zwyczajach Himba, o symbolice poszczególnych miejsc w wiosce, o sposobach radzenia sobie mieszkańców bez dostępu do bieżącej wody. Potem przez kilka godzin chodziliśmy od chatki do chatki i rozmawialiśmy z ludźmi, którzy zajęci swoimi sprawami przerywali je na nasz widok. Doszło do zderzenia kultur. My dziwiliśmy się słysząc o wielożeństwie i zupełnym braku pojęcia wierności małżeńskiej, oni – nie rozumieli naszych zwyczajów. Dziwili się naszym ubraniom, butom, pytali czy białe kobiety rodzą tak samo dzieci jak one. Jak to możliwe, że Maja ma takie jasne i długie włosy.
Niespotykane. Opuwo to normalne miasto, gdzie chodzi się ubranym „po europejsku”. Mieszkają tam też afrykanerzy (potomkowie białych kolonizatorów), więc mieszkańcy wioski mieli możliwość zetknięcia się choć częściowo z naszą kulturą. Wychodzi jednak na to, że nie wszyscy zapuszczali się do miasta, a jeśli już – być może nie mieli odwagi na podjęcie rozmowy.
Wizyta w wiosce zapadnie nam na długo w pamięci. Nasz przewodnik to lokalny społecznik walczący o zachowanie unikalnej kultury Himba i dbanie o ich odmienność kulturową. Trzymamy kciuki, aby jego praca była zwieńczona sukcesem!
A może by tak zamieszkać tutaj?:)
Po wizycie w wiosce odwiedziliśmy jeszcze tzw. żyjące muzeum Himba. Mogliśmy zobaczyć tam, jak mieszkańcy bawią się podczas uroczystości. Marzena została zaproszona do zamieszkania w wiosce przez jednego z jej mieszkańców po tym, jak pozwoliła się przebrać w strój plemienny i natrzeć mieszanką masła i ochry:). Podziękowała za propozycję i gościnę jednak wybrała namiot na dachu naszego samochodu :).
Ciekawostką jest to, że Himba nie mając dostępu do bieżącej wody nie używają jej do mycia. Zamiast tego nacierają swoje ciała masłem z ochrą oraz okadzają je dymem z ziół. W naszych europejskich ramach nie mieści się to w głowie, ale dla tych ludzi to normalność. Co więcej, nie odnieśliśmy wrażenia, że osoby te mają problem z zachowaniem czystości.
Dzień 14 i 15 – wracamy z przystankiem na farmie gepardów
Droga z okolic Opuwo do Windhuk jest długa i musiała być rozbita na dwie części. Pierwotnie chcieliśmy zatrzymać się w Cheetah concervation fund, ale znaleźliśmy miejsce, które bardziej pasowało nam logistycznie oraz pozwalało na zobaczenie gepardów z bliska.
Tak trafiliśmy do Cheetah Farm niedaleko Kamanjab
Zmiana miejsca to był błąd. Sam kamping był całkiem OK, bardzo na odludziu. Znowu spaliśmy tu sami (co po 2 tyg. w Namibii nie przerażało już aż tak). Dużo gorsza była „wycieczka” jaką zorganizowali nam właściciele. Na początku zaproszono nas na posiadłość, gdzie żyły sobie 3 udomowione gepardy. Po chwili stresu przyzwyczailiśmy się, szczególnie widząc, że właściciele mają nad nimi kontrolę. Było trochę głaskania, potem zostały nakarmione. Następnie wsiedliśmy na tył pick-upa myśląc, że jesteśmy wiezieni z powrotem na kamping. Niestety zostaliśmy zabrani na ogrodzony duży teren (jakieś 3 x 3 km) gdzie żyło dziko 8 gepardów. My siedzieliśmy na otwartej pace samochodu, a kierowca co chwilę wychodził z auta i rzucał gepardom mięso. Koty były przerażające, nie czuliśmy się tu bezpiecznie bojąc się, że mogą wskoczyć nam na pakę. Przyjazd tutaj to był błąd i każdemu odradzamy wizytę w tym miejscu, szczególnie z dziećmi.
Kolejnego dnia rano ruszyliśmy w kierunku Windhuk i bez problemów wróciliśmy do domu.
Podsumowanie
Wyjazd do Namibii był najtrudniejszym organizacyjnie wyjazdem, jaki mieliśmy okazję odbyć. Był to także chyba jeden z najlepszych, najbardziej zostających w pamięci i najdzikszych wyjazdów jakie nasza rodzina odbyła.
Namibia jest piękna. Planując wyjazd nie do końca byliśmy przekonani, że nam się spodoba, ale Namibia zaskoczyła nas pozytywnie. Jeśli nie straszne wam spanie samemu na kampie, jazda po pustkowiach czy kontakt z dziką naturą – jedźcie, bo warto.
Z rozmów z mieszkańcami wynika, że kraj szybko pustynnieje, w oczach zaczynają zanikać źródła wody. Kto wie, czy za 30-40 lat będzie tam jeszcze jakiekolwiek życie…
Jeśli macie pytania co do szczegółów wyjazdu – piszcie na kontakt@byledowakacji.com, na pewno odpowiemy! Wszelkie komentarze również mile widziane!!
Chcesz być na bieżąco z najnowszymi wpisami i relacjami z podróży? Nic prostszego, polub nas na https://www.facebook.com/byledowakacjiblog/ i na https://www.instagram.com/byle_do_wakacji/, Zapraszamy!